sobota, 8 czerwca 2013

"Wiara w zwycięstwo źródłem sukcesu."

Każdy z nas zapewne liczył na dobry start siatkarzy w tegorocznej Lidze Światowej. Należy jednak zdać sobie sprawę z tego, że to dopiero początek. Chociaż z drugiej strony przy takim systemie rozgrywek punkty należy zdobywać już od pierwszych spotkań. My te punkty wczoraj straciliśmy, a na miejsce ich wstąpił gorzki smak przegranej.

Mamy dobrego trenera, dobrych zawodników i dobry sztab szkoleniowy. Kadra jest zgrana, a każdy z siatkarzy gra na maksimum swoich możliwości. Dzięki temu osiągamy sukcesy w tej dyscyplinie sportu. Wydawać by się mogło, że wszystko funkcjonuje jak w szwajcarskim zegarku. Jednak coś szwankuje w tym mechanizmie. Widać to kiedy dochodzi do, w tym wypadku, meczu z Brazylią. Zadajemy sobie pytanie: co poszło nie tak? Czy to był brak koncentracji? Może źle dobrano taktykę? Komentatorzy stwierdzili, że mogła zawinić zbyt mała liczba meczy sparingowych. Może i to było przyczyną, ciężko jest mi się z tym stwierdzenie kłócić. Oglądając wczorajsze spotkanie odniosłam wrażenie, że biało-czerwoni wyszli na boisko napompowani pewnością siebie, która schodziła z nich w trakcie spotkania jak powietrze z balonika. Gra nie była na stałym poziomie, punkty zdobywane przez błędy przeciwnika, od czasu do czasu mocny atak i efektowny blok, nawet zdarzały się asy serwisowe! Widać, że przedmeczowe zalecenia trenera starały się być realizowane. Z jakim skutkiem- widzieliśmy w piątek. Był moment przy stanie setów 2:0 dla Brazylii w którym myśleliśmy, że losy spotkania odwróciły się na korzyść Polaków. Ten jeden wygrany trzeci set przyniósł nadzieję na tie-break'a. Zawodnicy wyszli z szatni odmienieni, pewniejsi siebie. Widać było, że są przygotowani na podjęcie gry. Najważniejsze- byli skupieni na tym co robią! Miło było oglądać tak zacięty pojedynek pod siatką. Niestety ten set był tylko i wyłącznie nadzieją na odwrócenie wyniku. Koniec partii to brak wiary we własne możliwości, bezradność. Mechanizm jak działał, a wraz z nim cała drużyna, tak coś w nim pękło. Im bardziej się starali tym gorzej im szło. Widać było, że Polacy szukają sposobu na przeciwnika, kiedy ten nic sobie z tego nie robiąc ogrywał ich w najlepsze. Pewność siebie naszej narodowej drużyny poleciała w siną dal.


To nie jest tak, że Brazylii nie da się pokonać. Każdy popełnia błędy, każdy z nas jest człowiekiem. Tą pewną siebie Brazylię, grającą na fali, skoncentrowaną można pokonać. Rosji się to udało. Kubie i innym się to udało. Nawet nam się to udało! Jaka więc była różnica w sposobie przygotowania w tym i w tamtych meczach? Na tak prestiżowych zawodach nie możemy liczyć na to, że przeciwnik będzie miał gorszy dzień. Tu trzeba walczyć, trzeba grać! Najważniejsze jest żeby dawać z siebie wszystko! Jeśli kibice zobaczą starcie tytanów siatkówki w jak najlepszym wydaniu to będą w stanie wybaczyć przegraną będąc tym samym zadowolonym z gry swojej drużyny. Dla nas Polaków liczy się przede wszystkim zaangażowanie w to co się robi i siła, nie fizyczna, lecz psychiczna. Bo najważniejsze to wierzyć w siebie i robić swoje, a nagroda wtedy sama do nas przyjdzie.  

Polska: Żygadło, Bartman, Nowakowski, Możdżonek, Kubiak, Kurek, Zatorski (L) oraz Konarski, Ruciak, Wrona, Drzyzga, Winiarski
 Brazylia: Bruno, Eder, Vissotto, Lucarelli, Lucas, Dante, Mario (libero) oraz Lipe, Wallace, William

Polska – Brazylia 1:3 (22:25, 20:25, 25:22, 15:25)
MVP: Vissotto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz