Każdy z nas zapewne liczył na dobry
start siatkarzy w tegorocznej Lidze Światowej. Należy jednak zdać
sobie sprawę z tego, że to dopiero początek. Chociaż z
drugiej strony przy takim systemie rozgrywek punkty należy zdobywać
już od pierwszych spotkań. My te punkty wczoraj straciliśmy, a na
miejsce ich wstąpił gorzki smak przegranej.
Mamy dobrego trenera, dobrych
zawodników i dobry sztab szkoleniowy. Kadra jest zgrana, a każdy z
siatkarzy gra na maksimum swoich możliwości. Dzięki temu osiągamy
sukcesy w tej dyscyplinie sportu. Wydawać by się mogło, że
wszystko funkcjonuje jak w szwajcarskim zegarku. Jednak coś
szwankuje w tym mechanizmie. Widać to kiedy dochodzi do, w tym
wypadku, meczu z Brazylią. Zadajemy sobie pytanie: co poszło nie
tak? Czy to był brak koncentracji? Może źle dobrano taktykę?
Komentatorzy stwierdzili, że mogła zawinić zbyt mała liczba meczy
sparingowych. Może i to było przyczyną, ciężko jest mi się z
tym stwierdzenie kłócić. Oglądając wczorajsze spotkanie
odniosłam wrażenie, że biało-czerwoni wyszli na boisko
napompowani pewnością siebie, która schodziła z nich w trakcie
spotkania jak powietrze z balonika. Gra nie była na stałym
poziomie, punkty zdobywane przez błędy przeciwnika, od czasu do
czasu mocny atak i efektowny blok, nawet zdarzały się asy
serwisowe! Widać, że przedmeczowe zalecenia trenera starały się
być realizowane. Z jakim skutkiem- widzieliśmy w piątek. Był
moment przy stanie setów 2:0 dla Brazylii w którym myśleliśmy,
że losy spotkania odwróciły się na korzyść Polaków. Ten jeden
wygrany trzeci set przyniósł nadzieję na tie-break'a. Zawodnicy
wyszli z szatni odmienieni, pewniejsi siebie. Widać było, że są
przygotowani na podjęcie gry. Najważniejsze- byli skupieni na tym
co robią! Miło było oglądać tak zacięty pojedynek pod siatką.
Niestety ten set był tylko i wyłącznie nadzieją na odwrócenie
wyniku. Koniec partii to brak wiary we własne możliwości,
bezradność. Mechanizm jak działał, a wraz z nim cała drużyna,
tak coś w nim pękło. Im bardziej się starali tym gorzej im szło.
Widać było, że Polacy szukają sposobu na przeciwnika, kiedy ten
nic sobie z tego nie robiąc ogrywał ich w najlepsze. Pewność
siebie naszej narodowej drużyny poleciała w siną dal.
To nie jest tak, że Brazylii nie da
się pokonać. Każdy popełnia błędy, każdy z nas jest
człowiekiem. Tą pewną siebie Brazylię, grającą na fali,
skoncentrowaną można pokonać. Rosji się to udało. Kubie i innym
się to udało. Nawet nam się to udało! Jaka więc była różnica
w sposobie przygotowania w tym i w tamtych meczach? Na tak
prestiżowych zawodach nie możemy liczyć na to, że przeciwnik
będzie miał gorszy dzień. Tu trzeba walczyć, trzeba grać!
Najważniejsze jest żeby dawać z siebie wszystko! Jeśli kibice
zobaczą starcie tytanów siatkówki w jak najlepszym wydaniu to będą
w stanie wybaczyć przegraną będąc tym samym zadowolonym z gry
swojej drużyny. Dla nas Polaków liczy się przede wszystkim
zaangażowanie w to co się robi i siła, nie fizyczna, lecz
psychiczna. Bo najważniejsze to wierzyć w siebie i robić swoje, a
nagroda wtedy sama do nas przyjdzie.
Polska: Żygadło, Bartman, Nowakowski, Możdżonek, Kubiak, Kurek, Zatorski (L) oraz Konarski, Ruciak, Wrona, Drzyzga, Winiarski
Brazylia: Bruno, Eder, Vissotto, Lucarelli, Lucas, Dante, Mario (libero) oraz Lipe, Wallace, William
Polska – Brazylia 1:3 (22:25, 20:25, 25:22, 15:25)
MVP: Vissotto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz